W ostatnich dniach opinią publiczną wstrząsnęły informacje o ko- lejnych patostreamerach, których zachowania przekraczają nie tylko granice dobrego smaku, ale i prawa. Już w 2019 r. do oglądania tzw. patotreści przyznawało się 37 proc. nastolatków w wieku 13–15 lat. Tymczasem, pomimo istnienia licznych narzędzi prawnych, organy ścigania zdają się pozostawać niemal bezradne wobec ich poczynań. Czy zatem nowelizacja Kodeksu karnego jest potrzebna? Zmiany proponowane w projekcie poselskim z 23.5.2023 r. mogą prowadzić do zwiększenia zamętu, zamiast być realnym wsparciem w ściganiu.
Czym adekwatnie jest patostreaming? Jest to pojęcie stosunkowo nowe, które w praktyce oznacza, iż za pośrednictwem popularnych serwisów, takich jak np. YouTube czy Twitch, udostępnia się odbiorcom wideorelacje (lub ich powielane fragmenty), podczas których dochodzi do spożywania alkoholu lub innych substancji odurzających, awantur, zachowań autodestrukcyjnych, a niestety nierzadko również do zachowań, które mogą mieć cechy przestępstw lub wykroczeń.
Mowa tu między innymi o stosowaniu przemocy fizycznej, psychicznej, a także seksualnej, rozpijaniu małoletnich, udzielaniu substancji odurzających, przemocy wobec zwierząt, niszczeniu rzeczy czy znieważaniu osób uczestniczących w takim streamie lub postronnych. Transmisje tego rodzaju umożliwiają również interakcje ze streamującymi. Często konkretne zachowanie streamujących lub występujących w wideorelacjach osób (tzw. aktorów) uzależnione jest od przekazania przez oglądających jakiejś sumy pieniędzy.
Poselski projekt nowelizacji
O znaczącej popularności tego rodzaju treści informowali już m.in. rzecznik praw obywatelskich oraz Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę w raporcie z 2019 r. Pomimo tego organy ścigania wyraźnie nie radzą sobie z tym problemem, często nie reagując lub reagując w sposób spóźniony.
23 maja 2023 r. do Sejmu poprzedniej kadencji wpłynął projekt zmiany Kodeksu karnego dotyczący kryminalizacji tego zjawiska. W uzasadnieniu wskazano, iż interwencja organów ścigania w tego typu sprawach napotyka na trudności związane m.in. z prawidłową kwalifikacją prawną zachowań. Projekt ten nie jest w tej chwili procedowany. Zapowiedzi wiceministra sprawiedliwości Piotra Ciepluchy wskazują jednak na powrót do zainteresowania problematyką patostreamingu. Pytanie zatem, czy proponowana uprzednio treść nowelizacji rzeczywiście odpowiada na istniejące potrzeby.
Projekt uwzględniał dodanie do Kodeksu karnego przepisu wprowadzającego odpowiedzialność za rozpowszechnianie treści za pośrednictwem sieci teleinformatycznej, poprzez transmisję obrazu lub dźwięku albo udostępnianie zapisu obrazu lub dźwięku, przedstawiających popełnienie konkretnych czynów zabronionych.
Pośród nich znalazło się m.in.: znęcanie nad zwierzętami lub zabicie zwierzęcia, naruszenie nietykalności cielesnej w sposób prowadzący do poniżenia lub upokorzenia innej osoby, ale także przestępstwa zagrożone karą pozbawienia wolności, której górna granica wynosi co najmniej pięć lat, będące umyślnymi przestępstwami przeciwko życiu lub zdrowiu, wolności, wolności seksualnej, obyczajności, rodzinie i opiece lub popełnione z użyciem przemocy. Przestępstwo to miałoby być zagrożone karą więzienia od sześciu miesięcy do lat ośmiu.
Czyny już opisane w Kodeksie karnym
Analiza już istniejących regulacji w kontekście specyfiki patostreamów wskazuje jednak, iż wiele zachowań ujętych w proponowanym przepisie wpisuje się w karane już czyny – zatem powinny być ścigane.
Rzadko kiedy zdarza się, aby osoba odpowiedzialna za prowadzenie transmisji nie podejmowała innych działań w czasie jej trwania. W obecnym stanie prawnym funkcjonują już formy współdziałania, które pozwalają przypisać odpowiedzialność karną osobom, które były zaangażowane w przestępstwo poprzez kierowanie jego popełnieniem, podżeganie do niego lub też bezpośrednie umożliwienie jego popełnienia.
Uwzględnienie tej okoliczności przy okazji analizy zachowań patostreamerów i towarzyszących im „aktorów” – a także karalnego usiłowania popełnienia przestępstwa – już teraz ułatwiłoby ściganie nie tylko sprawców czynów zabronionych, które w trakcie takich wideorelacji są popełniane, ale również innych odpowiednio zaangażowanych osób (w tym również tych, które wskazują streamującym, co mieliby robić).
Mając w pamięci, iż mowa jest o sytuacjach, które są nagrywane i transmitowane, wydaje się, iż wprowadzenie projektowanego przepisu nie zwiększyłoby w zasadniczy sposób możliwości ścigania takich osób. Wprowadziłoby jedynie dodatkową podstawę prawną, która niejako skonsumuje te już istniejące, ew. zwiększając zagrożenie karą.
Realne poszerzenie zakresu penalizacji pojawia się zatem w stosunku do osób, które takie wideo czy taką wideorelację jedynie udostępniają lub rozpowszechniają. Ujęcie to prowadzić może do bardzo szerokiego zastosowania tego przepisu, choćby mimo wprowadzenia klauzuli wyłączającej odpowiedzialność dla osób działających w celu obrony interesu publicznego lub zasługującego na uwzględnienie interesu prywatnego – co jest klauzulą dotkliwie uznaniową.
Co więcej, w projektowanym przepisie karalność rozpowszechniania treści zależna jest od uwidocznienia w nich popełnienia konkretnych przestępstw, co może rodzić trudności natury proceduralnej. Choć pozytywne wydaje się zamknięcie katalogu zachowań, których transmisja jest zakazana (bo ułatwia to jego odkodowanie), to w przypadku zjawiska patostreamingu wprowadzenie takiego ograniczenia może prowadzić do efektów dalekich od zamierzonych.
Mowa tu w szczególności o ograniczeniu karalności do rozpowszechniania transmisji przestępstw popełnianych umyślnie i zagrożonych karą pozbawienia wolności, której górna granica wynosi co najmniej pięć lat, wymierzonych jednocześnie w konkretne dobra.
Takie rozróżnienie prowadzi do tego, iż przepis ten nie objąłby swym działaniem czynów, do których podczas patostreamów dochodzi często, a których maksymalne zagrożenie karą więzienia nie sięga pięciu lat. Chodzi np. o groźby, zmuszanie do określonego zachowania, rozpijanie małoletniego czy nadużycie zależności celem doprowadzenia do stosunku płciowego lub innej czynności seksualnej.
Na marginesie trzeba też zauważyć, iż projekt zmiany w żaden sposób nie odnosił się do wykroczeń, które popełniane są w opisywanych warunkach choćby częściej. Nie przewidywał też analogicznej zmiany w Kodeksie wykroczeń.
Poza radarem ustawodawcy, a w konsekwencji organów ścigania, pozostałyby zatem czyny zabronione, do których transmitowania podczas patostreamów w praktyce dochodzi. Jednocześnie są to przestępstwa popełniane często w tzw. czterech ścianach. Niepenalizowanie rozpowszechniania ich transmisji, zwłaszcza przy jednoczesnym określeniu jako mniej szkodliwe społecznie – jak czyniono to w uzasadnieniu projektu – prowadzić może do skutków przeciwnych od zakładanych.
Z jednej strony – do tworzenia swego rodzaju katalogów przestępstw, których popełnianie można bezkarnie transmitować, i zwiększenia ilości tego rodzaju treści. Z drugiej – do zwiększenia przyzwolenia na takie zachowania, zwłaszcza wśród młodych odbiorców.
Korzyści sprawców
Nowością jest natomiast wprowadzenie w projektowanym przepisie odpowiedzialności za rozpowszechnianie wideorelacji, podczas których symuluje się popełnienie przestępstwa. O ile jasne jest, iż cel ochrony jest tu analogiczny jak w przypadku rzeczywistych transmisji, o tyle jednak rozważyć należy, czy tego rodzaju regulacja, choćby pomimo przyjęcia klauzuli wyłączającej odpowiedzialność, nie idzie zbyt daleko.
Pozytywnie za to ocenić trzeba zaostrzenie zagrożenia karą w przypadku działania przez sprawcę w celu osiągnięcia korzyści osobistej lub majątkowej, lub osiągnięcia takich korzyści, do wysokości od roku do dziesięciu lat pozbawienia wolności. Należy jednak zauważyć, iż w tej chwili w przypadku uczynienia sobie z przestępstwa stałego źródła dochodu Kodeks karny pozwala na zasadnicze zaostrzenie kary wobec sprawcy – fakt osiągania materialnych korzyści już teraz ma zatem istotne znaczenie.
Czy zatem regulacja dot. patostreamingu jest potrzebna? Bez wątpienia sygnalizowany problem jest istotny. Jednak projektowanie zmian prawa na szybko, pod wpływem bieżących wydarzeń, prowadzi do wprowadzania przepisów wadliwych, które nie tylko nie rozwiązują rzeczywistego problemu, ale wręcz mogą go pogłębiać.
Skoro zatem w tej chwili istnieją narzędzia pozwalające ścigać sprawców przestępstw transmitowanych w internecie, uwaga powinna w pierwszej kolejności zostać skupiona na skuteczności tego ścigania. To zapewni ustawodawcy czas na gruntowne przemyślenie, zaprojektowanie i skonsultowanie niewątpliwie koniecznych zmian – być może również w zakresie wprowadzenia efektywnych środków karnych uniemożliwiających sprawcom prowadzenie tego rodzaju transmisji.
Autorki są adwokatkami w Kancelarii Pietrzak Sidor & Wspólnicy.