Kierowca w Pleszewie przeleciał nad rondem. Zdarzenie wyglądało efektownie, ale i groźnie. 57-latek tłumaczył, iż nie miał kontroli nad samochodem. Jego pojazd zamiast hamować, cały czas przyspieszał.
W wyniku incydentu nikt nie ucierpiał, zaś Policja wstępnie potwierdziła, iż pojazd uległ awarii i nie dało się go zatrzymać przy użyciu hamulca.
Potocznie powiedzielibyśmy, iż kierowca “nie ponosi winy” za zdarzenie. Dogmatycznie rzecz biorąc sytuacja wymaga jednak sprecyzowania.
Nie czynił
To nie kwestia winy, ale kwestia czynu.
Jeśli auto wyrwało się spod kontroli człowieka, to nie powiemy, iż kierujący prowadził pojazd, stworzył zagrożenie, naruszył przepisy, a jedynie nie ponosi za to winy. Rzecz w tym, iż człowiek w ogóle nie prowadził tego pojazdu. Auto prowadziło się samo, a kierowca stał się de facto jego pasażerem.
W prawnej ewaluacji zdarzenia nie dojdziemy do etapu bezprawności i winy, bo musimy zatrzymać się na samym początku: to, co się zdarzyło, nie było czynem.
By mówić o bezprawności i winie, musimy mieć do czynienia z czynem. Wynika to ze struktury przestępstwa przyjmowanej przez polski Kodeks karny: przestępstwem jest czyn, bezprawny, karalny, karygodny i zawiniony.
Człowiek musi móc fizycznie sterować ruchami pojazdu, by dało się sensownie powiedzieć: naruszyłeś przepisy. jeżeli kierujący nie miał fizycznej możliwości sterowania maszyną, która w nieprzewidywalny sposób nagle odmówiła posłuszeństwa, zdarzenie nie nadaje się do prawnego wartościowania. Bo nie było czynem.
Czyn “ktosia”
Zgodnie z Konstytucją i kodeksami, odpowiedzialności karnej podlega ten, kto popełnia “czyn zabroniony pod groźbą kary”.
W sytuacji z Pleszewa nie liczy się ani groźba kary, ani zabronienie. Kluczowe jest słowo “czyn” popełniony przez “ktosia” – człowieka. To rzadka sytuacja, gdy odpowiedzialność karna odpada na najniższym piętrze struktury: nie badamy winy, ani społecznej szkodliwości, ani karalności, ani bezprawności, bo w ogóle nie ma “czego” badać.
Zrządzenie losu, nad którym nie da się zapanować, nie rodzi odpowiedzialności karnej.
Mini-czyny
Jeden z Czytelników Dogmatów na Facebooku zwrócił uwagę, iż kierowca miał pewną możliwość sterowania pojazdem, mimo iż nie mógł go zatrzymać:
Trzymając kierownicę jednak kierował pojazdem i miał wpływ na to, gdzie samochód skończy swoją jazdę, czy jednak źle myślę?
Komentarz pod wpisem na FB z 2.07.2025To słuszny komentarz. W ramach “braku czynu” możemy wyróżnić momenty, w których kierujący mógł sterować autem, by wybrać sensowne manewry mające na celu zatrzymanie pojazdu. Będą to swoiste “mini-czyny”, oczywiście w granicach tego, co kierujący mógł zrobić w tej sytuacji. W mediach czytamy, iż kierowca uznał, iż najlepsze będzie przejechanie przez rondo na wprost niż jechanie po obwodzie, co przy tej prędkości mogłoby być groźniejsze dla otoczenia.
Chodzi więc o to, by w ramach braku czynu polegającego na jechaniu autem, którego nie da się zatrzymać, podjąć racjonalne manewry mające na celu zmniejszenie ryzyka – na tyle, na ile kierowca jest w stanie to nomen omen u-czynić.
Dziękuję za dyskusję i zachęcam do obserwowania Dogmatów Karnisty!
Zachęcam do udostępniania linka do analizy w mediach społecznościowych. Portal Dogmaty Karnisty to zarejestrowane czasopismo, które możesz cytować również w klasyczny sposób w swoim tekście, piśmie procesowym lub uzasadnieniu wyroku. Skorzystaj z poniższego wzoru:
- M. Małecki, Brak czynu w Pleszewie, czyli przypadek auta, które jechało samo, DogmatyKarnisty.pl z 18.07.2025
Temat struktury przestępstwa i “czynu” studiowaliśmy na ĆWICZENIACH Z PRAWA KARNEGO, które prowadzę na żywo na moim kanale.