CRIST Offshore chce włączyć się do aktywnego działania w polskim offshore wind. W tym celu musi jednak pozyskać zaufanie deweloperów, którzy wymagają doświadczenia na rynku energetyki wiatrowej. Choć zakład ma pokaźne portfolio z pokrewnego sektora oil&gas, to nie może pochwalić się jeszcze równie dużym dla offshore wind bo... brakuje zaufania ze strony deweloperów. O błędnym kole, w jakim znalazł się zakład, i jedynym sposobie na jego przerwanie, opowiada członek zarządu CRIST Offshore Andrzej Czech.
Na konferencji Offshore Wind Logistics & Supplies organizowanej przez Polską Izbę Morskiej Eneregtyki Wiatrowej nie mogło zabraknąć tych, którzy walczą o udział w łańcuchach dostaw dla projektów morskich farm wiatrowych realizowanych przynajmniej po części przez polskie przedsiębiorstwa. Jedną z takich firm jest stocznia CRIST Offshore, która ma możliwości stać się jednym z ważniejszych dostawców na potrzeby tych projektów. Nie brakuje jednak ku temu przeciwności.
Błędne koło polskiego offshore
CRIST Offshore zamierza w ciągu najbliższych lat stać się dostawcą tzw.
Tier-1 dla branży offshore, czyli kontraktorem pierwszego rzędu. Oferuje
na rynku produkt, na który zapotrzebowanie w najbliższych latach
powinno być dość spore: morskie stacje transformatorowe. Przy dwóch
pierwszych fazach rozwoju morskiej energetyki wiatrowej na polskich
wodach potrzeba ich będzie ok. 30.
Plany a rzeczywistość to
jednak dwie różne rzeczy. Andrzej Czech, członek zarządu spółki,
potwierdza, iż brakuje zaufania ze strony deweloperów projektów na
polskich wodach, choć nie wyklucza, iż CRIST Offshore jeszcze pojawi się
jeszcze w łańcuchu dostaw dla projektów pierwszej fazy.
– Nie
wszystkie projekty pierwszej fazy zostały rozstrzygnięte. Został jeszcze
projekt Ocean Wind, w którym konkurujemy z innymi oferentami, i projekt
Baltica 3 dla PGE – mówi Czech. – Kłopot w pierwszej fazie polegał na
tym, iż pomimo, iż powinniśmy być wspierani w jakimś zakresie przez
naszych polskich deweloperów, to każdy z nich, nie mając doświadczenia
offshore'owego, zawiązał spółkę joint venture z partnerami zachodnimi.
Oni mają techniczne decyzje w zakresie tego, jakie komponenty będą
używane, kto będzie w łańcuchu dostaw – dodaje.
Andrzej Czech
mówi, iż CRIST Offshore był odrzucany przez uczestniczące w rozwoju
polskiej energetyki wiatrowej zagraniczne spółki, które twierdziły, iż
stoczni brak odpowiedniego doświadczenia. Jednocześnie CRIST Offshore od
lat dostarcza gotowe moduły i komponenty na platformy sektora oil &
gas, co jednak nie wystarczało decydentom.
– To trochę takie błędne koło. Nie mamy doświadczenia i jeżeli nie zbudujemy pierwszej trafostacji to nie będziemy mieli go nigdy. To ciąg zdarzeń, który musimy przerwać. W tej chwili widać, przynajmniej teoretycznie, iż zainteresowanie polskich spółek pod nowymi zarządami, zainteresowanie strony rządowej, samorządowej, jest większe, żeby rozwijać local content. Mamy nadzieję na wsparcie instytucjonalne, ale bez dobrej oferty komercyjnej oczywiście trudno się będzie przebić. A tą jesteśmy w stanie zaoferować naprawdę dobrą – mówi Czech.
Nawet 3 trafostacje rocznie
Możliwości CRIST
Offshore są spore. Zakład stawia sobie za cel wybudowanie trzech
kompletnych trafostacji rocznie. Liczba ta mogłaby być większa, gdyby
nie ograniczenia infrastrukturalne.
– Współczesna stocznia to tak
naprawdę jest zakład montażowy, który buduje elementy stalowe. To jest
core business stoczni. Korzysta z podwykonawców i dostawców, którzy
dostarczają poszczególne komponenty i montują to w całość poza strukturą
stalową. Czyli w wypadku trafostacji to są systemy energetyczne,
energoelektryczne. Z perspektywy stoczniowej taka trafostacja wielkości
300-500 MW zmieści konstrukcyjnie w przedziale powiedzmy 1-1,5 tysiąca
ton stali. To nie jest dla nas żaden problem. Z punktu widzenia
zdolności naszej grupy produkcyjnej, to moglibyśmy takich stacji
wyprodukować może 20 rocznie. Natomiast biorąc to pod uwagę, iż gdzieś
to trzeba umiejscowić, gdzieś to trzeba przetestować, zainstalować
komponenty, przeprowadzić próby itd. to myślę, iż docelowo bylibyśmy w
stanie dostarczać trzy rocznie – opowiada Andrzej Czech.
W
kuluarach mówi się już o trzeciej fazie polskiego offshore, o czym też
muszą już myśleć potencjalni dostawcy. Dla CRIST Offshore drzwi do
większej ilości zleceń z polskiego rynku może otworzyć pozyskanie
pierwszego.
– Kiedy przez parę lat przygotowywaliśmy się do tego tematu, rozmawiałem z zachodnimi dostawcami stacji transformatorowych. Mówili: „trudno ci się będzie przebić z tym produktem na rynkach zachodnich. Musisz pierwszą trafostację zbudować u siebie w kraju. Jak zbudujesz, to posypią się zamówienia z całej Europy” – podaje Czech. Kluczową kwestią pozostaje zatem udział w polskich projektach morskich farm wiatrowych. – o ile wejdziemy częściowo skutecznie w pierwszą fazę i naprawdę skutecznie w drugą, to trzecia faza nie będzie dla nas problemem. Będziemy tylko się zastanawiać nad tym, jak zwiększyć nasze zdolności produkcyjne czy powiększyć obszary produkcyjne – mówi Andrzej Czech.